Zanim niunia przyjdzie na świat chciałam podsumować 9 ostatnich miesięcy, wyszedł co prawda z tego elaborat, ale mam nadzieję,że ciekawy oraz, że kiedyś będzie fajną pamiątką.
O dziecko zaczęliśmy się starać po siódmej rocznicy ślubu, oraz w jedenastym roku naszego wspólnego życia z J.
Zawsze bałam się że podczas ciąży strasznie przytyję, rozstępów i innych okropnych historii związanych ze zmianami w ciele kobiety związanymi z ciążą.
Dlatego w momencie jak zaczęliśmy się starać o dziecko zaczęłam uprawiać więcej sportu.
Postanowiłam dojeżdżać do pracy rowerem- 15 km w jedną stronę. Pogoda we wrześniu i październiku 2011 roku była piękna, co pozwoliło mi na uprawianie tego sportu w drodze do pracy przez pełne 2 miesiace.
Jazda rowerem spowodowała, że zmieniły mi się nawyki żywieniowe – po pracy i nie miałam ochoty na duże obiady. Musiałam odpocząć, wykąpać się i po tym wieczorem czułam się świetnie.
Wspomnę jeszcze o dobroczynnym wpływie porannej jazdy rowerem do pracy – działało to na mnie bardzo odstresowująco, mniej się denerwowałam, trudniej też było mnie wyprowadzić z równowagi.
Regularna jazda rowerem w pewnym momencie zmusiła mnie do zaprzestania picia mojej porannej kawy, którą piłam nawet nie wiem od ilu lat, co najmniej od 15 – u.
Właściwie powinno mnie to zastanowić, ale niechęć do kawy złożyłam na karb zdrowego trybu życia, zwłaszcza, że zupełnie jej nie potrzebowałam. Byłam energiczna i pełna optymizmu.
Gdy w połowie listopada nie dostałam okresu, pomyślałam, że zrobię test ciążowy.
Na marginesie dodam, że w trakcie trwania naszego 11 letniego związku i ponad 7 letniego małżeństwa - test ciążowy robiłam chyba tylko ze 2 razy. Ten miał być trzeci.
W sobotę 19 listopada umówiłam się z psiapsiółką do kina, na trzecią część „Zmierzchu”. Moja koleżanka jest olbrzymią fanką tej Sagi.
Wcześniej byłyśmy razem na drugiej części w kinie i ja wyszłam wówczas wściekła, bo film był wg mnie dziecinny oraz okropnie zagrany przez aktorów. Po prostu nie mój przedział wiekowy.
Tym razem chciałam zrobić przyjemność koleżance i to ja ją zaprosiłam, jak tylko film wszedł do kin. Książki nie czytałam wcześniej i nie wiedziałam o czym ten film będzie. Tym razem, ku mojemu zaskoczeniu - film bardzo mi się podobał – zwłaszcza, w filmie bohaterka rodzi dziecko, a ja z moimi podejrzeniami, po filmie miałam zamiar kupić i wykonać test ciążowy.
Tak też zrobiłam. Testu w sobotę jednak nie wykonałam, a dopiero następnego dnia rano.
Pokazały się 2 wyraźne różowe kreseczki. Nie było to dla mnie wielkim zaskoczeniem, bo jednak kobieta rzeczywiście czuje ciążę, zwłaszcza już kilkutygodniową.
Ale też oczywiście potrzebuje również potwierdzenia tego faktu, oraz, że wszystko jest ok.
W niedzielę rano test pokazałam dla J, który oczywiście niczego się nie spodziewał - nie wtajemniczałam go w to że mam zamiar test wykonać.
Myślę, że oboje przeżywaliśmy to - jeszcze nie wiedząc na ile nasze życie się zmieni.
Ja cieszyłam się bardzo.
Tydzień później w sobotę 26.11 poszłam do lekarza i on potwierdził – 7 tydzień i 6 dni ciąży.
Nie chciałam się jeszcze z nikim tym dzielić, ani z rodziną, ani mamą ani koleżankami.
Wiedząc o tym tylko my oboje, zaplanowaliśmy święta Bożego Narodzenia tylko dla nas, w górach, w Wiśle, gdzie też spędziliśmy Sylwestra.
Tam jeździłam na nartach – jestem obiecującym - początkującym narciarzem. Co prawda zaliczyłam kilka upadków na nartach ale starałam się być bardzo ostrożna i nie przemęczałam się – więc nasza niuńka jeździła na nartach razem ze mną.
Zwiedziliśmy piękny Cieszyn, Bielsko Białą, Frydek Mistek w Czechach – już we troje – z niuńką u mnie w brzuszku (choć jeszcze nie wiedzieliśmy, że to dziewczynka).
Ciąży długo nie było po mnie widać, nie miałam też efektów ubocznych typu wymioty, czy złe samopoczucie.
Pewne rzeczy przestały mi smakować, ale myślałam, że to efekt jazdy rowerem i że on utrzymuje mi się.
Nie wiem również czy to z powodu jazdy rowerem, czy ciąży, ale rzeczywiście, w listopadzie byłam z 5-7 kg lżejsza niż dwa miesiące wcześniej (tyle, że ja jestem dość mocnej budowy, grubokoścista i nie byłam nigdy szczupła). Utrata tych kilku kilo bardzo korzystnie wpłynęła na moją figurę i nie wywołała niczego niepokojącego.
Cudowna rzecz wydarzyła się na USG, które wykonałam 30.03, w drugiej połowie 6-tego miesiąca. Lekarz, który wykonywał USG zrobił zdjęcie twarzy Niuni . Dostałam 5 różnych zdjęć twarzy dziecka, z przodu, z boku, pod kątem. Zdjęcia są wyraźne i jest po prostu śliczna.
Pamiętam, że tej nocy nie mogłam spać, budziłam się i wierciłam niespokojnie. Tej nocy również pierwszy raz pociekła mi siarka z piersi. Wówczas pomyślałam, że mi i niuni nie jest potrzebny taki nadmiar emocji , oraz, że nie powinnam się tak bardzo ekscytować.
W marcu wspólnie wybraliśmy imię dla niuni, - J, zdrobnienie będzie miała jak żeńska wersja imienia męża, chociaż imię brzmi nieco po czesku.
W początkach kwietnia postanowiliśmy pojechać na nasze ostatnie przed narodzinami dziecka wakacje do ciepłych krajów – wybraliśmy Egipt. I było super, zwłaszcza przemile będziemy wspominać Egipcjan, którzy pracowali w hotelu, i z którymi jeździliśmy na wycieczki.
J. na wakacjach postanowił wziąć lekcje nurkowania – a ja ze strachu, że wrócę do Polski sama z dzieckiem w brzuszku i bez męża - zepsułam mu trochę te lekcje, spanikowałam. Podobnie popsułam mu wypad snorkingowy, gdzie też wpadłam w panikę i instruktorzy wyciągnęli mi męża z wody, chociaż właściwie zagrożenia nie było.
Teraz na myśl o tym śmieję się
, J na szczęście też nie był na mnie za to zły.
W ósmym miesiącu niunia u mnie w brzuszku była jeszcze na 2-óch wspaniałych weselach moich przyjaciółek, w Starachowcach , oraz pod Krakowem. Kilkugodzinną podróż zniosłyśmy wyśmienicie.
Teraz dni, a może godziny dzielą nas od przyjścia dziecka na świat. Bardzo się cieszę, że ciąża jest tak pozytywnym przeżyciem. Mam nadzieję, że nasza dziewczynka urodzi się zdrowa i , że pozytywne rzeczy, które spotkały mnie podczas ciąży wspaniale ją rozwiną.
O dziecko zaczęliśmy się starać po siódmej rocznicy ślubu, oraz w jedenastym roku naszego wspólnego życia z J.
Zawsze bałam się że podczas ciąży strasznie przytyję, rozstępów i innych okropnych historii związanych ze zmianami w ciele kobiety związanymi z ciążą.
Dlatego w momencie jak zaczęliśmy się starać o dziecko zaczęłam uprawiać więcej sportu.
Postanowiłam dojeżdżać do pracy rowerem- 15 km w jedną stronę. Pogoda we wrześniu i październiku 2011 roku była piękna, co pozwoliło mi na uprawianie tego sportu w drodze do pracy przez pełne 2 miesiace.
Jazda rowerem spowodowała, że zmieniły mi się nawyki żywieniowe – po pracy i nie miałam ochoty na duże obiady. Musiałam odpocząć, wykąpać się i po tym wieczorem czułam się świetnie.
Wspomnę jeszcze o dobroczynnym wpływie porannej jazdy rowerem do pracy – działało to na mnie bardzo odstresowująco, mniej się denerwowałam, trudniej też było mnie wyprowadzić z równowagi.
Regularna jazda rowerem w pewnym momencie zmusiła mnie do zaprzestania picia mojej porannej kawy, którą piłam nawet nie wiem od ilu lat, co najmniej od 15 – u.
Właściwie powinno mnie to zastanowić, ale niechęć do kawy złożyłam na karb zdrowego trybu życia, zwłaszcza, że zupełnie jej nie potrzebowałam. Byłam energiczna i pełna optymizmu.
Gdy w połowie listopada nie dostałam okresu, pomyślałam, że zrobię test ciążowy.
Na marginesie dodam, że w trakcie trwania naszego 11 letniego związku i ponad 7 letniego małżeństwa - test ciążowy robiłam chyba tylko ze 2 razy. Ten miał być trzeci.
W sobotę 19 listopada umówiłam się z psiapsiółką do kina, na trzecią część „Zmierzchu”. Moja koleżanka jest olbrzymią fanką tej Sagi.
Wcześniej byłyśmy razem na drugiej części w kinie i ja wyszłam wówczas wściekła, bo film był wg mnie dziecinny oraz okropnie zagrany przez aktorów. Po prostu nie mój przedział wiekowy.
Tym razem chciałam zrobić przyjemność koleżance i to ja ją zaprosiłam, jak tylko film wszedł do kin. Książki nie czytałam wcześniej i nie wiedziałam o czym ten film będzie. Tym razem, ku mojemu zaskoczeniu - film bardzo mi się podobał – zwłaszcza, w filmie bohaterka rodzi dziecko, a ja z moimi podejrzeniami, po filmie miałam zamiar kupić i wykonać test ciążowy.
Tak też zrobiłam. Testu w sobotę jednak nie wykonałam, a dopiero następnego dnia rano.
Pokazały się 2 wyraźne różowe kreseczki. Nie było to dla mnie wielkim zaskoczeniem, bo jednak kobieta rzeczywiście czuje ciążę, zwłaszcza już kilkutygodniową.
Ale też oczywiście potrzebuje również potwierdzenia tego faktu, oraz, że wszystko jest ok.
W niedzielę rano test pokazałam dla J, który oczywiście niczego się nie spodziewał - nie wtajemniczałam go w to że mam zamiar test wykonać.
Myślę, że oboje przeżywaliśmy to - jeszcze nie wiedząc na ile nasze życie się zmieni.
Ja cieszyłam się bardzo.
Tydzień później w sobotę 26.11 poszłam do lekarza i on potwierdził – 7 tydzień i 6 dni ciąży.
Nie chciałam się jeszcze z nikim tym dzielić, ani z rodziną, ani mamą ani koleżankami.
Wiedząc o tym tylko my oboje, zaplanowaliśmy święta Bożego Narodzenia tylko dla nas, w górach, w Wiśle, gdzie też spędziliśmy Sylwestra.
Tam jeździłam na nartach – jestem obiecującym - początkującym narciarzem. Co prawda zaliczyłam kilka upadków na nartach ale starałam się być bardzo ostrożna i nie przemęczałam się – więc nasza niuńka jeździła na nartach razem ze mną.
Zwiedziliśmy piękny Cieszyn, Bielsko Białą, Frydek Mistek w Czechach – już we troje – z niuńką u mnie w brzuszku (choć jeszcze nie wiedzieliśmy, że to dziewczynka).
Ciąży długo nie było po mnie widać, nie miałam też efektów ubocznych typu wymioty, czy złe samopoczucie.
Pewne rzeczy przestały mi smakować, ale myślałam, że to efekt jazdy rowerem i że on utrzymuje mi się.
Nie wiem również czy to z powodu jazdy rowerem, czy ciąży, ale rzeczywiście, w listopadzie byłam z 5-7 kg lżejsza niż dwa miesiące wcześniej (tyle, że ja jestem dość mocnej budowy, grubokoścista i nie byłam nigdy szczupła). Utrata tych kilku kilo bardzo korzystnie wpłynęła na moją figurę i nie wywołała niczego niepokojącego.
Cudowna rzecz wydarzyła się na USG, które wykonałam 30.03, w drugiej połowie 6-tego miesiąca. Lekarz, który wykonywał USG zrobił zdjęcie twarzy Niuni . Dostałam 5 różnych zdjęć twarzy dziecka, z przodu, z boku, pod kątem. Zdjęcia są wyraźne i jest po prostu śliczna.
Pamiętam, że tej nocy nie mogłam spać, budziłam się i wierciłam niespokojnie. Tej nocy również pierwszy raz pociekła mi siarka z piersi. Wówczas pomyślałam, że mi i niuni nie jest potrzebny taki nadmiar emocji , oraz, że nie powinnam się tak bardzo ekscytować.
W marcu wspólnie wybraliśmy imię dla niuni, - J, zdrobnienie będzie miała jak żeńska wersja imienia męża, chociaż imię brzmi nieco po czesku.
W początkach kwietnia postanowiliśmy pojechać na nasze ostatnie przed narodzinami dziecka wakacje do ciepłych krajów – wybraliśmy Egipt. I było super, zwłaszcza przemile będziemy wspominać Egipcjan, którzy pracowali w hotelu, i z którymi jeździliśmy na wycieczki.
J. na wakacjach postanowił wziąć lekcje nurkowania – a ja ze strachu, że wrócę do Polski sama z dzieckiem w brzuszku i bez męża - zepsułam mu trochę te lekcje, spanikowałam. Podobnie popsułam mu wypad snorkingowy, gdzie też wpadłam w panikę i instruktorzy wyciągnęli mi męża z wody, chociaż właściwie zagrożenia nie było.
Teraz na myśl o tym śmieję się

W ósmym miesiącu niunia u mnie w brzuszku była jeszcze na 2-óch wspaniałych weselach moich przyjaciółek, w Starachowcach , oraz pod Krakowem. Kilkugodzinną podróż zniosłyśmy wyśmienicie.
Teraz dni, a może godziny dzielą nas od przyjścia dziecka na świat. Bardzo się cieszę, że ciąża jest tak pozytywnym przeżyciem. Mam nadzieję, że nasza dziewczynka urodzi się zdrowa i , że pozytywne rzeczy, które spotkały mnie podczas ciąży wspaniale ją rozwiną.