Łup łupy do koszyka, czyli sklepowe podboje

Na Rossmannową przygodę "łapania gruzu" wybrałam się dnia ostatniego, kiedy towar był przebrany. Zagranie celowe, żeby nie kusiło. Plan był prosty. Kartka w dłoni z konkretnymi mazidłami. Jeśli produkty z kartki będą - biorę, inne - won! choćbym z pustymi łapami wyjść musiała! Jak postanowiła, tak uczyniła (chyba pierwszy raz w życiu ).

*ROSSMANN*


*Co złupiła?*

*1) Podkład Rimmel Match Perfection* - drugie opakowanie. Pierwsze wykończyłam kilka dni temu. Przy mojej mieszanej cerze daje efekt godny pożałowania, świecę się po nim jak psu jaja (po kilku użyciach chciałam nim cisnąć w kąt), ALE w duecie z pudrem Max Factor sprawdza się idealnie; nadmiar sebum plus puder daje u mnie efekt promiennej cery (tak jakoś wyszło ); z powodzeniem mieszam go z FaceFinity, który okazał się trupioblady. (38,99zł / 19,88%).


*2) Podkład dopasowujący się do skóry Manhattan Easy Match Make Up.* Świetne opinie zachęciły mnie do jego zakupu. Cena regularna bardzo przystępna (30,99 z ł/ %15,80zł). Po jednym użyciu mogę powiedzieć, że daje naturalny efekt, nie tworzy maski, ale słabo kryje niedoskonałości i przy cerze mieszanej bez przypudrowania się nie obędzie. Z pudrem cały dzień dał radę.


*3) Róż o kremowej konsystencji Maybelline Dream Touch Blush.* Męczyłam Wam głowę o róż Bourjois, właściwie byłam przekonana że właśnie tego mi brakuje. Coś jednak podkusiło by popatrzeć co tam w asortymencie piszczy i wynalazłam takie cudeńko. Sprawdziłam opinie i zachęcona tym co przeczytałam wpisałam go na kartkę obok Bourjois. W sklepie nie miałam żadnego dylematu. Bez wahania wybrałam Maybelline. Na chwilę obecną to "zakup życia" . To mój pierwszy róż o kremowej konsystencji, być może stąd ta euforia...ale tego szukałam. Pięknie rozświetla, idealnie wtapia się w skórę, łatwo się rozprowadza i daje bardzo, bardzo naturalny efekt. ( 39,99zł / %20,40zł)


*4) Maseczki Rival de Loop* - nigdy nie miałam, a kupiłam skuszona przy kasie. Były w promocji po 0,99zł. Zgarniają baty, więc zobaczymy na własnej skórze.


*5) Szampon Babydream* - Gdy tylko się kończy kupuję następny. Mój pewniak. Delikatny, nie plącze moich włosów nawet bez odżywki (choć dziewczyny się na to skarżą), przystępna cena, świetnie się pieni, zmywa oleje, nadaje się do prania pędzli...i można by tak wymieniać.



*PEPCO*

Zachęcona informacją od jednej z Was, że są już sandałki, ruszyłam do Pepco...sandałków nie było. To, co tam zastałam przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Widziałam katalog z nową kolekcją i bardo przypadła mi do gustu, jednak asortyment w sklepie był tak bogaty, że gdybym dostała bon na tysiaka, to w ciągu minuty załadowałabym pełny koszyk! Ten widok mnie prześladuje, ale wiem że muszę się opamiętać...spodnie w kwiaty mówię Wam, cudo...tylko mojego rozmiaru nie było...smuteczek i ubolewanie.

Na pocieszenie przytargałam skromne łupy...


Czarne legginsy i bokserki z falbanką, idealne pod żakiet.


*Na końcu Lidl...*

Ostatnio przerzuciłam się na kremowe zupy, których główny dodatek stanowi *groszek ptysiowy*. Normalnie idzie jak woda. Uwielbiam go, choć dla niektórych może wydać się zbyt tłusty.

*Dacie wiarę, że pierwszy raz kupiłam kolendrę?* W tylu przepisach jest jako dodatek, a ja nigdy jej nie miałam. Odgryzłam listek i smakuje...okropnie. Oby z jedzeniem była lepsza.


*Herbata owocowa Lord Nelson...*Wycięłam specjalnie skład i gdzieś go zgubiłam (norma), w każdym razie bazę stanowi jabłko i jest go bardzo dużo, jak dla mnie za dużo, bo w kubku mam praktycznie samo jabłko ze skórą. Herbata całkiem dobra, dość kwaśna. Plus że owoce można zjeść.


*Od dziś do 4 maja kolejna promocja w Rossmannie (która mnie nie interesuje) - 49% na tusze do rzęs, cienie do powiek, kredki i eyelinery...* a w kolejnym tygodniu łupimy lakiery!