Kiedy słońce, po niemal trzech, długich i ponurych miesiącach, zechciało obłaskawić nas pierwszymi , wiosennymi promieniami, temperatura w blogosferze wzrosła wprost proporcjonalnie. Wszystko za sprawą dość kontrowersyjnej przesyłki L'Occitane, którą mam możliwość Wam dziś przedstawić.
Wczoraj otrzymałam od przedstawiciela firmy *L'Occitane en Provence* niespodziewaną wiadomość o wysyłce bestsellerowych kosmetyków blogerkom, które wypełniły w ubiegłym roku formularz zgłoszeniowy. W tym gronie znalazłam się również ja, ponieważ miałam już wcześniej styczność z produktami L'Occitane i uważam, że niektóre z nich są godne polecenia. Po długim, niemal półrocznym oczekiwaniu, ze zniecierpliwieniem i wypiekami na twarzy, wreszcie odebrałam tajemniczą przesyłkę. W tekturowym pudełku znajdowało się kolejne- wiklinowe, przypominające świąteczny, wielkanocny koszyczek. Dbałości o estetykę i oprawę graficzną w żaden sposób nie można im odmówić.
Zaskoczenia, co do zawartości powyższego koszyczka, nie było, ponieważ część blogerek otrzymała je wcześniej. Nie lada niespodzianką okazały się natomiast pojemności produktów, obejmujące przedział od 5ml do 50ml, o czym przedstawiciel marki nie wspomniał. Faktem jest, że wśród pięciu otrzymanych produktów, żaden nie okazał się pełnowymiarowy, są to miniaturki (tudzież próbki) kosmetyków.
*Konstruktywna krytyka?*
Wiele osób krytykuje L'Occitane za tę formę kampanii promocyjnej. Okazuje się, że do tej kooperacji została zaproszonych blisko setka użytkowniczek (o ile nie więcej), co w niektórych od razu wzbudziło niesmak, gdyż zapowiadało prawdziwą falę wpisów-klonów o podobnej tematyce i zawartości. Niemniej jednak podeszłam do tej kwestii z rezerwą i czekałam na kolejny krok. W ciągu pięciu miesięcy otrzymywałyśmy enigmatyczne i niewiele wnoszące wiadomości z załączonymi materiałami promocyjnymi, których nie zdecydowałam się opublikować. Uważam, że szanująca się recenzentka, podejmie temat marki na swoim blogu dopiero po uprzednim otrzymaniu kosmetyków.
Warto zauważyć, że wśród tej pokaźnej grupy testerek część otrzymało walentynkową przesyłkę (z mydełkiem i kremem do rąk), część właśnie koszyczek z miniaturkami, a niektóre- niestety nic. Po fali krytyki ze strony blogerek, podniosły się głosy o tym, jakoby urodowe publikatorki dały kolejny dowód swojej wyjątkowej zachłanności i niewdzięczności. Kwestią kontrowersyjną jest sama postać przedstawiciela PR marki, o czym świadczą opublikowane przez niektóre osoby odpowiedzi na krytykujące wiadomości. Ze strony tego Pana, nie otrzymałam jednak żadnych przykrych słów pod swoim adresem.
*Po przeczytaniu kilkunastu innych wpisów nt. przesyłki od L'Occitane, starałam się przemyśleć wszystkie za i przeciw powstałego zamieszania i obiektywnie do niego podejść*. Co prawda w momencie, w którym zobaczyłam zawartość koszyczka odczułam lekki niedosyt, ale nie przeniosło się to na moje ogólne wrażenia po jego otrzymaniu. Bądź co bądź, jest to miła przesyłka, a jej wnętrze pełne wyjątkowych formuł i zapachów. Żałuję, że pojemności tych kosmetyków nie pozwolą mi na cieszenie się nimi przez dłuższy czas, ani na sporządzenie rzetelnej recenzji na ich temat. Szczególnie ta ostatnia refleksja okazała się prawdziwa, ponieważ po tak długim okresie można było spodziewać się czegoś bardziej konkretnego, mam tu na myśli pełnowymiarowy kosmetyk.
*Prawda jest taka, że nie dogodzi się każdemu i zawsze znajdą się krytyczne głosy*. Może współpraca powinna objąć mniejsze grono osób? Może organizator powinien zdecydować się na wysyłkę jednego kosmetyku, ale w pełnym wymiarze? Może dotychczasowy przedstawiciel marki powinien zostać zmieniony?
*Niewdzięczna zawartość!?*
Prawdą jest, iż powyższy koszyczek stanowi zachętę do kupienia pełnowymiarowych produktów, a więc jest czymś w rodzaju popularnych kosmetycznych pudełek. Zawartość przesyłki jest niewdzięczna? Teoretycznie niektóre z tych kosmetyków można było otrzymać za darmo w prezencie do zakupów. Chociażby krem do rąk z masłem shea 10ml. *Jednak wedle moich obliczeń, wartość tych miniaturek sięga aż 100zł!*
*L'Occitane, orzeźwiający żel pod prysznic Werbena* 50ml (wartość ok.12zł) , pełnowymiarowy produkt- 250ml za 59zł
*L'Occitane, nawilżające mydełko z masłem shea i mlekiem* 50g (wartość ok. 6,4zł) , pełnowymiarowy produkt- 250g za 32zł
*L'Occitane, drogocenny krem Immortelle na dzień* 15ml (wartość ok. 61,5zł), pełnowymiarowy produkt- 50ml za 205zł
*L'Occitane, bestsellerowy krem do rąk z masłem shea* 10ml (wartość ok. 10zł), pełnowymiarowy produkt- 30ml za 30zł
*L'Occitane, woda toaletowa Pivonie Flora* 5ml (wartość ok. 11zł), pełnowymiarowy produkt- 75ml za 169zł
Celowo na zdjęciach znalazła się złotówka, by przybliżyć Wam wielkość powyższych miniaturek. Pojemności owszem, są bardzo niewielkie, jednak nie jest to powód, by zmieszać markę z błotem! Gabaryty samych pełnowymiarowych kosmetyków rzadko kiedy przekraczają 300ml/g.
Kosmetyki na pewno wypróbuję i swoimi refleksjami podzielę się z Wami w odpowiednim czasie na łamach bloga. Wierzę, że L'Occitane kolejnym razem stanie już w pełni na wysokości zadania.